wtorek, marca 28, 2006

po czterech tygodniach...

Po czterech tygodniach praktyki/harówki, niezmiennie ok. 16h na dobę na nogach, dzień po dniu, tydzień po tygodniu, przyszedł kres mojej fizycznej i umysłowej męki; przełom lutego i marca był dla mnie wyśrubowanym na maksa okresem w obowiązki, jednakże wiedza nabyta, wykorzystana w praktyce, skonfrontowana z rzeczywistością, jednym słowem doświadczenie zdobyte; wreszcie można odetchnąć z ulgą, wypuścić spokojnie powietrze, poczuć się przez chwilę wolnym od obowiązków, jednak w momencie wdechu kminisz, że stoi przed tobą kolejna góra do przeniesienia…tą góra jest w moim przypadku praca magisterska; nie to żebym narzekał i się użalał nad sobą, ale chwila na dłuższy oddech by się przydała…cóż terminy gonią, trzeba się brać znowu w garść, tym razem pisać. Ostatnie kilka dni zaowocowały 6 stronami rozdziału I, zobaczymy jak w najbliższych dniach odniesie się do nich mój Promotor; Ps.: pozdro dla Pana Promotora ;) oraz dla moich ziomali cieżko pracujących za granica – pojednani w bólu pracy;)
A oto kilka moich ostatnich fotek:

pifkowanie...

prawie jak żywiec...







lampa lava...

cwietki...


wiewiórka, raczej wiewiór szanownej koleżanki Dury...

no i na zakończenie świeże fotki Tarchomin by da fog at 5 am…




1 Comments:

At 29/3/06 11:15, Blogger WiT said...

Dzieki za pozdro. Fajne fotki. Zwlaszcza ten Tarchomin. Musimy sie jakos zgadac na skype jakimis czy cos, niedlugo...

 

Prześlij komentarz

<< Home